wtorek, 12 sierpnia 2014

3. Niesprawiedliwy los - Paweł Zatorski

                Ludzie dzielą się na dwa typy. Jedni mówią, że prawdziwy mężczyzna jest silny i nie płacze inni, że nie boi się okazywać swoich słabości. Ty masz w dupie zdanie ludzi kiedy naprawdę cierpisz. Teraz cierpisz. Jak nigdy wcześniej. Od dobrych kilku godzin wpatrujesz się w kilka liter tworzących jej nazwisko na płycie nagrobka. Z Twoich oczu płyną łzy. Bo cierpisz. Wspomnienia napierają na Ciebie z każdej strony i najzwyczajniej w świecie sobie z nimi nie radzisz. Nie radzisz sobie z teraźniejszością, z tym z czym przyszło Ci się zmierzyć i wracasz myślami do wspólnych chwil, do waszych wspólnych, cudownych chwil.
                Nad Polskim morzem było pięknie. Przechadzałeś się właśnie jedną z gdańskich ulic  kiedy z naprzeciwka wtargnęła na Ciebie biegnąca dziewczyna. Z jej nosa spadły okulary, a z rąk wypadły jakieś książki i kartki papieru.
                - Cholera jasna, teraz na pewno się spóźnię. – mimowolnie się zaśmiałeś. Była zdenerwowana, roztrzepana i zarazem urocza. – Spóźnię się i na pewno mnie nie przyjmą – zamiast zbierać swoje rzeczy opadła na ziemię i podparła głowę na dłoniach przyglądając się porozrzucanym rzeczom. – No i będzie fajnie.  – nadal mówiła do siebie, a Ty tylko się zaśmiałeś pod nosem i zacząłeś zbierać jej rzeczy, a ona po chwili do Ciebie dołączyła nucąc pod nosem nieznaną mu melodie.
                - Dziękuję. – Uśmiechnęła się jak podałeś jej pozbierane rzeczy.                            
                - Mam tutaj niedaleko samochód, mogę Ci podwieźć, bo chyba się spieszysz.
                - I tak nie chciałam tam pracować. – wzruszyła ramionami i wstała –Jestem Hania – podała Ci rękę uśmiechając się przy tym.
                - Paweł. W takim razie zapraszam na kawę.
                Poszliście na kawę. Jedną, drugą, trzecią…
                A później w dzień każdego meczu chodziliście na kawę. Taki był wasz rytuał.
               Kawa połączyła zadumanego siatkarza i roztrzepaną studentkę w parę prawie idealną. 
               
                Czułeś kogoś obecność obok siebie, czułeś, że ona tutaj jest, jej duch, nie ona. Jej już nigdy nie będzie przy Tobie, będą tylko wspomnienia.
                - Dlaczego? Karol powiedz mi dlaczego los mi ją zabrał? – Wiedziałeś, że od pewnego czasu przyjaciel stoi kawałek dalej i Ci się przypatruje. – Dlaczego akurat mi zabrano moje szczęście? Czym sobie na to zasłużyłem? Co zrobiłem źle? – Schowałeś twarz w dłoniach i płakałeś. Nie wstydziłeś się swoich łez przed przyjacielem, nie wstydziłeś się ich przed nikim. Miałeś prawo rozpaczać. – Nie byliśmy idealni, kłóciliśmy się, ale wszyscy się kłócą, ty z Ola także, prawda?
                - Na każdym kroku.
                - Więc powiedz mi dlaczego mnie to spotkało?
                - Nie mogę Ci odpowiedzieć na to pytanie, nie znam na nie odpowiedzi, nikt nie zna, nikt poza Bogiem, ale on Ci nie powie, nie teraz.
                - Może to dlatego, że z nią nie pojechałem.
                - Nie szukaj winy tam gdzie jej nie ma, a już na pewno nie leży ona po Twojej stronie.
                - Może mógłbym temu jakoś zapobiec…
                - Przestań! Jakbyś temu zapobiegł? Nie zatrzymałbyś ciężarówki. Hania znalazła się w złym miejscu i czasie, to mogła być jakakolwiek inna osoba…
                - Więc dlaczego była ona?
                - Los jest niesprawiedliwy, Bóg jest niesprawiedliwy. Musisz się pogodzić z jego decyzją, musisz żyć dalej. Nie tak jakby nic się nie stało ale spróbuj żyć normalnie, nie możesz przesiedzieć całego życia nad jej grobem. Myślisz, że ona się cieszy widząc Cię takiego smutnego? Nie, więc proszę Cię wróć do mieszkania.
                - Nie chcę tam wracać.
                - Przenocujesz u nas, możesz zostać tyle ile będziesz chciał.

                Spędziłeś kilka dni w mieszkaniu Oli i Karola. Jadłeś, spałeś, trenowałeś. Nic więcej. Chociaż żadna z Tychy czynności nie miała sensu, życie nie miało dla Ciebie sensu. Twój sens życia odszedł wraz ze śmiercią Hani. Z pomocą przyjaciół próbowałeś stanąć na nogi, próbowałeś. Kiedyś na pewno Ci się uda, uda Ci się wrócić do normalności. Hania o to zadba. Ona nad Tobą czuwa, ona Cię pilnuje, ona jest zawsze przy Tobie. Nie ciałem a duchem. To dla niej robisz to co robisz, bo wiesz, że byłaby z Ciebie dumna. Nigdy nie przestaniesz jej kochać ale podniesiesz się, bo wiesz, że ona tego chce, ona chce żebyś zaczął żyć na nowo.




Z wyglądem jeszcze kombinuję, szukam innego zdjęcia ale nie mogę znaleźć nic odpowiedniego.
A może ktoś robi szablony i chciałby wykonać jeden dla mnie?

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

2. Miłość i nienawiść dzieli cienka granica - Zbigniew Bartman.

                Każdy ma taką osobę, która z najważniejszej w życiu staje się najbardziej znienawidzoną na naszej drodze. Zapytacie kto dla mnie był taką osobą. Otóż znany wszystkim Zbigniew Bartman. Wy postrzegacie go jakoś siatkarza, który mówi w co myśli, jest zbyt pewny siebie i którego spotkania z modą czy wizyty w salonach fryzjerskich kończą się porażką. Najczęściej jest on dla was tylko atakującym, który stara się reprezentować swój kraj najlepiej jak potrafi. Dla was tak.
                Ja miałam tego pecha, że poznałam go z innej strony, a konkretnie tej złej. Chociaż początkowo zapowiadało się inaczej. Człowiek zakochany to człowiek, który ma klapki na oczach i ja z tymi „klapkami” pokochałam go, oddałam mu całą siebie, uzależniłam swoją osobę od niego i wyszłam na tym jak Zabłocki na mydle. Straciłam kilka miesięcy swojego życia. Fakt nie powinnam tego żałować, bo przecież byłam szczęśliwa. Tylko cena jaką przyszło mi później za to płacić była za wysoka. Za szczęście nie powinno się płacić smutkiem i bólem. Mi przyszło to robić.
                Chcecie wiedzieć, co zrobił szanowny pan Bartman? Wyjechał. Z dnia na dzień mnie zostawił. Bez słowa wyjaśnienia opuścił swoje warszawskie mieszkanie nawet się ze mną nie kontaktując. Gdybym go wtedy spotkała, w najlepszym przypadku wydrapałabym mu oczy!
                I wtedy pojawił się Piotr i posklejał swoją miłością moje złamane serce.  Sprawił, że zapomniał o tym,  który mnie tak zostawił. Zaczęłam znów cieszyć się życiem i uśmiechać. Byłam prawdziwie zakochana i szczęśliwa.
                Aż do pewnego dnia.
                Wybraliśmy się do Ergo Areny na mecz Polski z Argentyną w Lidze Światowej. Czekałam wtedy przed halą na Piotra, który cofnął się po bilety do samochodu.  Spokojnie stałam i czekałam aż ktoś na mnie wpadł.
                 A tym kimś był Zbigniew Bartman we własnej osobie. To było nasze pierwsze spotkanie do prawie dwóch lat.
                - Lena? – zdziwił się moim widokiem – miło Cię widzieć, strasznie się zmieniłaś.
                Uśmiechał się, tak jak kiedyś, tak cholernie uroczo. Z jednej strony chciałam rzucić mu się na szyję, bo tak strasznie mi go brakowało, a z drugiej chęć wydrapania mu oczy żyła we mnie nadal.
                - Ciebie wręcz przeciwnie. – Odwróciłam się do niego tyłem i chciałam  odejść dalej.
                - Lena, proszę – złapał mnie za ramię – Poczekaj na mnie po meczu, chcę porozmawiać.
                - Ja nie mam ochoty na rozmowę z Tobą, żegnaj – widziałam, że Piotrek już szedł więc podeszłam do niego i z uśmiechem na twarzy pocałowałam go mając pewność, że Zbyszek to wszystko widzi.
                Mecz poszedł po myśli  Polaków, a ja z Piotrem u boku nie zawracałam sobie głowy Bartmanem, który większość spotkania spędził w kwadracie szukając mnie wzrokiem po hali. Nie spodziewałam się wtedy, że na koniec pojedynku zostaniemy pokazani mu jak na tacy, bo cóż nie spodziewałam się, że tego co zaplanował na dziś Piotr.
                - Drodzy Państwo, na koniec pewien zakochany mężczyzna przygotował dla swojej ukochanej niesamowitą niespodziankę – cała hala usłyszała głos pana Magiery i spojrzała na duże ekrany gdzie ja zobaczyłam siebie i klęczącego Piotra z bukietem kwiatów.
                - Doskonale wiesz, że jesteś moim całym światem, że nigdy nie kochałem nikogo tak bardzo jak kocham Ciebie i nie wyobrażam sobie życia bez Ciebie, więc czy uczynisz mnie jeszcze szczęśliwszym człowiekiem niż dotychczas i zostaniesz moją żoną? – Byłam cała we łzach, łzach szczęścia. Nie potrafiłam nic powiedzieć więc tylko pokiwałam głową i pocałowałam go, a na hali rozległy się brawa.
                - Kocham Cię. – Byłam wtedy najszczęśliwszą kobietą w całym wszechświecie i nie wiedziałam jakie to ciągnie za sobą konsekwencje.
                Ślub i wesele udało nam się zaplanować już kilka miesięcy później. Rozpierała mnie radość, wszystko miało być tak jak sobie zaplanowałam, jak wymarzyłam. Do dnia kiedy wszystko zaczęło się psuć, bo w kimś obudziły się dawne uczucia i zapragnął mieć to co było już poza jego zasięgiem. On zawsze chciał tego czego mieć nie mógł.
                Tamtego popołudnia nie spodziewałam się gości więc zdziwił mnie dzwonek do drzwi, a jeszcze bardziej osoba, która za nimi stała.
                - Co Ty tu robisz? Wynoś się stąd!
                - Lena, daj mi chwilę, proszę.
                - Po co?
                - Porozmawiajmy, proszę.
                - Nie mamy o czym. – Zamknęłam mu drzwi przed nosem. Nie mogłam sobie pozwolić żeby na kilka chwil przed własnym weselem znów zawrócił mi w głowie.
                Miałam nadzieję, że to ostatni raz kiedy się spotykamy, ale on nigdy nie odpuszczał. Przychodził jeszcze kilka razy. Zawsze prosił o to samo, o rozmowę. Trochę za późno. Jednak z każdą jego wizytą moja serce zaczynało mięknąć aż do tego dnia gdy mój wieczór panieński odbywał się w tym samym klubie do którego przyszedł z kumplami. Tego dnia, a właściwie nocy wszystko się zmieniło. Zaczęło się od jednego drinka i wspólnego tańca, a skończyło na namiętnym pocałunku który prowadził do czegoś większego, czegoś na co miałam ochotę. Wtedy przypomniałam sobie jak cierpiałam po jego wyjedzie i o tym, że zupełnie niedaleko czeka na mnie osoba dzięki której stanęłam na nogi.
                - Lena, przebacz mi, ja Cię nadal kocham – krzyknął za mną kiedy uciekałam ze łzami w oczach. – Nie odpuszczę tak łatwo, obiecuję Ci, że nie przestanę o Ciebie walczyć.
                I nie przestał.
                Mieliśmy się pobrać w małym ale przepięknym dworku pod Warszawą. Wszystko było dopięte na ostatni guzik, wszystko miałam zaplanowane. Cały ślub, wesele i nasze wspólne życie, moje i Piotra. Jednak było coś co nie dawało mi spokoju, uczucie, że to nie to czego chce. Czułam się w złym miejscu i czasie, czułam, że nie jestem z osobą z którą chcę być. Tak naprawdę od tego pocałunku ze Zbyszkiem kiedy tylko zamykałam oczy widziałam jego roześmianą twarz, widziałam jak mnie przytula, całuje. Nawet zaczęłam się zastanawiać czy kocham Piotrka. To było najgorsze co kiedykolwiek mnie spotkało.
                Pojawienie Bartmana znów wprowadziło zamieszanie w moje życie i znów tego dnia pojawił się tutaj.
                - Musimy porozmawiać, muszę Ci wszystko wyjaśnić, musisz mnie wysłuchać – zakluczył drzwi i schował klucz do kieszeni marynarki – Nie uciekniesz mi. Lena tylko chwila, jeśli to nic nie da to odpuszczę.
                - Proszę, mów jak mam tu z Tobą siedzieć. 
                - Wiem, że jesteś zła, że zraniłem Cię te dwa lata temu. Wiem, nie powinienem był uciekać, wyjeżdżać bez słowa, ale bałem się, cholernie się bałem tego co czuje, co poczułem naprawdę do Ciebie i stchórzyłem, ale ten czas bez Ciebie był najgorszym co musiałem przeżyć i dopóki nie zobaczyłem Cię z nim na tym meczu myślałem, że potrafię się wyleczyć z tego co do Ciebie czuję, ale nie potrafię, bo Kocham Cię jak nikogo innego, jesteś dla mnie wszystkim. Nie wierzę, że ty nic do mnie już nie czujesz.
                - Kompletnie nic, kocham Piotrka.
                - Nie wierzę, jeśli nic nie poczujesz odejdę, dam Ci być z nim –był tak blisko, że czułam jego oddech na swojej skórze. Czułam zapach jego perfum który tak dobrze znałam, zapach który rozbudzał moje zmysły, nie potrafiłam racjonalnie myśleć.  Wtedy pragnęłam tego co zrobił już sekundę później. Jego usta zachłannie wpiły się w moje, pocałował mnie delikatnie ale to sprawiło, że chciałam więcej. Zarzuciłam mu ręce na szyje, a jego oplotły mnie w talii. Nasze wargi idealnie współpracowały, a pocałunek stawał się coraz bardziej namiętny. Chciałam, żeby ta chwila trwała wiecznie.
                - Nigdy nie przestałam Cię kochać – powiedziałam kiedy oderwaliśmy się od siebie, a on nadal trzymał mnie w swoich ramionach.

                - Nigdy już Cię nie zostawię. 
                 I nie zostawił.

Wyszło dłuższe niż chciałam i inaczej niż chciałam, ale co z tego. Podoba się?
Możecie pisać propozycje bohaterów do następnych. przepraszam za błędy.
Następny chcecie smutny z Zatim czy weselszy z Kurkiem? 

czwartek, 31 lipca 2014

1. Przypadek - Andrzej Wrona

                Czym jest przypadek? Kiedy zajrzymy do słownika to pojęcie objaśnione zostanie jako zbieg okoliczności, ślepy traf lub coś co  nie powinno się zdarzyć. Czym był przypadek w naszym życiu? Zbiegiem okoliczności? Nie. Ślepym trafem? Nie. Czymś co nie powinno się zdarzyć? Owszem. W naszym życiu, a właściwie moim, bo nie mamy już wspólnego życia był czymś co nie powinno się zdarzyć.
                Przypadkiem wpadłeś na mnie po meczu. Przypadkiem zaprosiłeś mnie na kawę, drinka, kolację. Przypadkiem rozkochałeś mnie w sobie. Przypadkiem uzależniłeś mnie od siebie. Przypadkiem mówiłeś, że mnie kochasz. Przypadkiem byłam z Tobą szczęśliwa. Przypadkiem bardzo się kochaliśmy. Przypadkiem spędziliśmy ze sobą trzy cudowne lata. Przypadkiem byłam gotowa wskoczyć za Tobą w ogień. Przypadkiem byłam gotowa jechać za Tobą na drugi koniec kraju. Przypadkiem też zaczęły się kłótnie. Przypadkiem mnie zostawiłeś. Przypadkiem złamałeś moje serce. Przypadkiem przyczyniłeś się do mojego upadku, destrukcji. Dlaczego przypadkiem? Bo przypadek w naszym życiu był czymś co nie powinno się zdarzyć. Jednak zdarzyło.
                I ten pieprzony przypadek zrujnował moje życie!  
                Przypadkiem widziała jak obejmowałeś inną. Mijaliśmy się na mieście, wpadaliśmy na siebie w markecie. Przypadkiem.
                Bo ja nadal Cię kochałam, przypadkiem.
                Wiesz, zawsze kiedy na siebie wpadaliśmy, uśmiechałam się, ale to cholernie bolało,  od środka byłam bliska eksplozji. Przecież nie mogłam wybuchnąć płaczem na środku supermarketu. Nie mogłam wybuchnąć płaczem przy Tobie. Przed Tobą musiałam być silna, muszę udawać, że Twoje odejście nie zrobiło na mnie wrażenia. Tak naprawdę nie dawałam już sobie rady.  
                Przestałam wychodzić z mieszkania. Przynajmniej tutaj nie musiałam udawać, że jestem szczęśliwa. Moje cztery ściany znały całą prawdę, wiedziały jak naprawdę się czuję. Przy nich byłam sobą. Znosiły masę wyzwisk, które rzucałam pod Twoim adresem i hektolitry łez.
                Zawsze byłam słaba i cholernie emocjonalna. Mówiłeś, że jestem Twoją małą, delikatną Hanią, później też taka byłam ale już nie Twoja. Po Twoim odejściu byłam niczyja. Zostawiona sama sobie, tak po prostu na pastwę losu.
                Nim poznałam Ciebie też byłam sama, zapomniałam już jak to jest.
                Chciałam żebyś wrócił, żebyś zabrał mi butelkę wina z ręki, zgasił papierosa i zwyzywał, że się truję.
                Ty mnie zatrułeś Andrzeju.
                Podłoga w salonie stała się moją przyjaciółką jak i butelka wina. Piłam tylko Twoje ulubione. Sama nie wiem dlaczego.
                Byłam żałosna, wiem.
                Moje życie było żałosne.
                Zastanawiałam się po co żyję? Przepraszam, ja nie żyłam, ja tylko egzystowałam, biernie egzystowałam.
                Zupełnie bezsensu.
                Nie miałam dla kogo żyć, nie było Cię dla mnie, nie miałam nikogo po Twoim odejściu. Wszystko rzuciłam dla Ciebie. Całe swoje życie podporządkowałam Tobie.
                Siedziałam w Twojej koszulce, która zawsze towarzyszyła mi na meczach. Pachniała jeszcze Tobą, przyglądałam się jedynemu zdjęciu jakie mieliśmy. Swoja drogą to dziwne. Byliśmy razem trzy lata, a przez ten okres zrobiono nam tylko jedno wspólne zdjęcie. Przecież Ty nienawidziłeś zdjęć.
                Ostatni raz spoglądałam na bełchatowskie ulicy. Były puste. Przecież nikt normalny nie chodzi po deszczu bez ważnego powodu ale my to lubiliśmy, lubiliśmy biegać razem na deszczu. I cieszyć się jak małe dzieci.
                We mnie nie ma tej radości. Już nigdy nie będzie.
                Mnie już nie będzie. Nie mam po co tu być.
                 Pożegnałam to miasto które kochałam i równocześnie nienawidziłam. Tutaj mnie zostawiłeś.
                Połknięcie tabletek i popicie ich alkoholem to dobra śmierć. To jak zaśnięcie i nie obudzenie się. Nie bolało, nie było krwi.  
                Kiedy je popijałam trochę piekło ale to nic w porównani z bólem jaki odczuwałam od Twojego odejścia. Wtedy moje serce krwawiło a teraz je uleczyłam.
                Czułam się coraz bardziej senna.  
                Ostatkiem sił napisałam do Ciebie list. Chociaż listem tego nazwać nie można, a raczej krótką wiadomością. Napisałam, że Cię kocham i zawsze kochać będę. Przeprosiłam Cię. Nie wiem dlaczego. Ale czułam, że muszę to zrobić.
                I wtedy zasnęłam. Na zawsze.
                Teraz spoglądam na Ciebie z góry. Jestem na każdym meczu, kibicuję Ci, Twojej drużynie. Obiecałam Ci kiedyś, że zawsze będę przy Tobie. I jestem. Ja obietnic dotrzymuję. Nie tak jak ty. Ty obiecałeś, że nie pozwolisz by ktoś mnie skrzywdził, a skrzywdził. Ty mnie skrzywdziłeś. Musiałam umrzeć, żebyś to zrozumiał.
                Kochałam Cię i zawsze kochać będę.


                ***
No to ruszamy. Mam nadzieje, że pierwsze opowiadanie przypadnie wam do gustu. Postaram się żeby następne było weselsze.
A to dedykuję Vein i Gabrielle. 

niedziela, 6 lipca 2014